Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Znakomity występ naszych lekkoatletów w Pekinie, medale warszawiaków!

09-09-2015 20:35 | Autor: Maciej Topolewski
Z lekkoatletycznych mistrzostw świata w Pekinie reprezentacja Polski [przywiozła aż osiem medali (w tym trzy złote) i tym samym uplasowaliśmy się na szóstym miejscu w końcowej klasyfikacji, wyprzedzając m. in. Rosję, Francję i Niemcy. Trzy medale dostały się mieszkańcom Warszawy: po złoto sięgnęli Anita Włodarczyk (rzut młotem) i Piotr Małachowski (rzut dyskiem), a Robert Urbanek dołożył brąz w tej samej specjalności.

Bez wątpienia był to najlepszy występ biało-czerwonych na tej rangi imprezie lekkoatletycznej. Jeszcze nigdy w naszej historii nie mieliśmy aż trzech mistrzów świata, gwarantując sobie tym samym miejsce w ścisłej elicie obok takich potęg jak Kenia, Stany Zjednoczone, czy Jamajka.

Naszym głównym atutem byli miotacze, którzy zabłysnęli nie tylko wspaniałą formą, ale też niebagatelnym opanowaniem emocji, co w efekcie przyniosło oczekiwane rezultaty. Największe oczekiwania mieliśmy względem Anity Włodarczyk, dla której złoty medal miał być dopełnieniem formalności, a prawdziwą walkę stoczyć miała z granicą 81,08 metra, czyli ustanowionym przez nią  w tym sezonie rekordem  świata. Rekordu co prawda nie było, ale magiczna granica 80 metrów przekroczona została aż dwukrotnie, co zabiło najmniejsze nadzieje rywalek i czym nasza młociarka zapewniła sobie miano absolutnego fenomenu oraz żywej legendy światowej lekkiej atletyki.

Nie zawiódł także Paweł Fajdek, który podobnie jak Włodarczyk zapewnił sobie zwycięstwo w rzucie młotem przekraczając 80 metrów i nie dając szans konkurentom. Trzeci złoty medal należał także do miotacza, dyskobola Pawła Małachowskiego. Bezkonkurencyjny Małachowski tuż przed czempionatem znajdował się na pierwszym miejscu w światowych tabelach, a mistrzostwo świata przypieczętować miało jego świetną dyspozycję. Na uwagę zasługuje także wyczyn Adama Kszczota. Łódzki biegacz jak zwykle bez najmniejszych kompleksów stanął do walki na osiemset metrów, ramię w ramię z rewelacyjnymi Afrykanami. Lepszy od Polaka okazał się tylko rekordzista świata David Lekuta Rudisha. Do światowej czołówki powrócił za to nasz tyczkarz, triumfator z Daegu Paweł Wojciechowski, dla którego brązowy medal jest nie tylko efektem codziennej pracy na treningach, ale także zwycięskiej walki z nękającymi go kontuzjami. Miejscem na podium podzielić się musiał z Pawłem Liskiem, dla którego brązowy medal w Pekinie jest największym sukcesem w jego jeszcze krótkiej karierze sportowej.

Miłą niespodziankę sprawił za to inny polski młociarz, Wojciech Nowicki, który niespodziewanie wskoczył na najniższy stopień podium, co podobnie jak w przypadku Liska, jest jego największym dotychczasowym osiągnięciem. Na swoją kolej doczekał się Robert Urbanek, któremu w drugim mistrzowskim podejściu (brał udział w finałowym konkursie w Moskwie) udało się wywalczyć trzecie miejsce.

Medali mogło być więcej, bowiem tuż za podium znalazła się m. in. dzielnie walcząca w skoku wzwyż Kamila Lićwinko, a w półfinale 800 m odpadł Marcin Lewandowski. Udane występy zaliczyli za to młoda, obiecująca warszawska biegaczka Joanna Jóźwik, Patryk Dobek (400 metrów przez płotki) oraz doświadczony kulomiot Tomasz Majewski, którzy zajęli miejsca w finałowej ósemce.

Mieszkający na Ursynowie Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski, będący największą sportową dumą Ursynowa, wciąż utrzymuje wysoka formę, choć coraz bardziej prześladują go kontuzje. Wraz z innymi warszawiakami: Anitą Włodarczyk, Joanną Jóźwik, Małachowskim, Urbankiem, oszczepnikiem Marcinem Krukowskim i ośmiusetmetrowcem Arturem Kuciapskim Majewski tworzył w Pekinie mocną reprezentację Warszawy. Tyle że nie każdy z tych mieszkańców stolicy należy do warszawskiego klubu, bo warunki do uprawiania lekkoatletyki w naszym mieście to jeden wielki skandal. Zamiast zająć się budową nowego stadionu Skry władze stolicy usiłują ten klub całkowicie pognębić, a o wzniesieniu nowej tartanowej areny ani myślą, choć potrafiły wywalić aż pół miliarda złotych na obiekt piłkarski dla potrzeb jednego klubu – Legii Warszawa, nie bacząc, że jednocześnie powstał niemal tuż obok supernowoczesny Stadion Narodowy.

Co ciekawe, w prawnym sporze o zarządzanie kompleksem sportowym przy Wawelskiej skargę kasacyjną Skry przyjął Sąd Najwyższy. No i zobaczymy, czy i na tym szczeblu warszawska królowa sportu dostanie kopa, czy też wyciągnie się do niej pomocną dłoń. Bo na wsparcie stołecznych urzędników już nie ma co liczyć.

Wróć