Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

A mówili: wystarczy nie kraść...

08-03-2023 20:25 | Autor: Tadeusz Porębski
Wielokrotnie kilku stałych Czytelników „Passy” zarzucało mi polityczną stronniczość – że niby bezlitośnie punktuję PiS i tzw. Zjednoczoną Prawicę, nie dostrzegając dobrych stron działalności tego prawicowego, nasączonego populizmem ugrupowania. Bronię się, przypominając, że dobre strony są w moich publikacjach bardzo widoczne, należy jedynie chcieć je zauważyć. Zacznę od rządowego programu 500+, którego najważniejszą zaletą jest wsparcie rodzin wielodzietnych. Natomiast główną wadą zbyt wysokie koszty wynikające z faktu, że wypłaca się rodzicom świadczenie wychowawcze w wysokości 500 zł na drugie i kolejne dziecko bez kryterium dochodowego.

Samo założenie 500+, moim zdaniem, z gruntu słuszne, bo m. in. napędzające wewnętrzny popyt, ale wprowadzenie „urawniłowki” z gruntu błędne. Jednak słuszny z założenia projekt wali się w gruzy, kiedy dowiadujemy się, że środki na 500+ pochodzą z utworzonego w 2019 r. Funduszu Solidarnościowego. Miał on wspierać niepełnosprawnych i niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania (około 290 tys. osób), ale szybko stał się źródłem, z którego rząd czerpie pieniądze na dodatkowe świadczenia, jak wspomniane wyżej 500+ oraz trzynaste i czternaste emerytury. Okrada się więc niepełnosprawnych, by należne im pieniądze rozdzielać pomiędzy rodziny wielodzietne i emerytów. Szatańsko sprytne posunięcie, godne samego Niccolo Machiavelli`ego. Jak zawsze, kłamstwo ma krótkie nóżki i prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Właśnie wyszła i niepełnosprawni protestują obecnie w Sejmie przeciwko okradaniu ich przez własny rząd.

Kilkakrotnie pisałem o szaleństwie związanym z masowym zakupem przez Polskę uzbrojenia od USA i Korei Płd. Wszystko pod płaszczykiem rzekomo śmiertelnego zagrożenia ze strony Rosji. Nasi sąsiedzi (Estonia, Litwa, Łotwa, Słowacja i Czechy) jakoś nie widzą śmiertelnego zagrożenia i nie wychodzą przed szereg. Nikt nie mówi, że polska armia nie powinna być modernizowana i unowocześniana, ale to, co obecnie wyprawiają Kaczyński, Morawiecki i Błaszczak, to klasyczny militarny zakupoholizm. Potwierdzeniem są zapisy w budżecie państwa na 2023 rok. Przewiduje on największe w historii wydatki na obronność. Rząd planuje przeznaczyć na armaty 97,4 mld zł (w porównaniu do tegorocznego poziomu około 58 mld zł). Jest to wzrost o prawie 100 proc.! Oprócz tej kwoty na zbrojenia zostanie przeznaczone około 30-40 mld zł z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Moim zdaniem, ale chyba nie tylko moim, to czyste w szaleństwo w sytuacji, kiedy nie ma pieniędzy m. in. na wsparcie osób niepełnosprawnych, zapewnienie opieki psychologicznej młodzieży (radykalny wzrost liczby samobójstw), zreformowanie i dofinansowanie ledwo zipiącej służby zdrowia, refundację drogich leków ratujących ludzkie życie oraz na finansowanie drogich operacji za granicą, by wreszcie zakończyć żenującą żebraninę zrozpaczonych rodziców ciężko chorych dzieci… Potrzeby można wymieniać w nieskończoność. Świadczenie 500+, trzynaste i czternaste emerytury, program dotyczący wyprawek szkolnych „Dobry Start”, rodzicielskie świadczenie uzupełniające „Mama 4+” oraz kilka innych programów socjalnych powinny być finansowane z osobnego źródła, utworzonego z pieniędzy przesuniętych w budżecie po znacznym okrojeniu wydatków na zbrojenia. Mogłoby tego być przynajmniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt miliardów złotych. Bez szkody dla bezpieczeństwa państwa.

Skąd biorą się pieniądze na 13. i 14. emerytury? Nie z budżetu – rząd ukrywa te wydatki. Środki pochodzą z różnych funduszy, pozostających poza kontrolą parlamentu. Dodatkowe emerytury to także sposób na uniknięcie waloryzacji świadczeń, na czym emeryci zyskaliby więcej, niż lipne dwa dodatkowe świadczenia w roku. Krótko mówiąc – pieniądze na dodatkowe świadczenia pochodzą… z długu. Rząd robi wszystko, by nie wypłacać emerytom (i nie tylko) pieniędzy z budżetu lub z ZUS, który przecież do tego jest powołany. Woli zadłużać przyszłe pokolenia. Za wypłaty dodatkowych świadczeń zapłacimy wszyscy. W przyszłości. Nie mogę więc popierać takiego rządu.

Zbliżają się wybory i katalog świadczeń dla poszczególnych grup społecznych systematycznie się powiększa. Bezpłciowa, ciągle biadoląca i bezprogramowa opozycja pozostaje coraz bardziej w tyle. Część społeczeństwa jest zachwycona, druga część rozwścieczona i przerażona. Należę do drugiej grupy, ponieważ moim zdaniem polityka uprawiana przez PiS wyrządziła krajowi dużo więcej szkody niż pożytku. Także wizerunkowej w oczach Europy i świata. Demolka systemu sądowniczego doprowadziła do totalnego chaosu, którego – jak twierdzą wybitni niezależni prawnicy – nie da się uporządkować zgodnie z prawem. To przerażająca perspektywa.

Skala złodziejstwa w państwie zaczyna jeżyć włosy na głowie. Puściły wszelkie hamulce – wyprowadzenie dzisiaj miliona złotych nie zasługuje na notkę nawet w gazecie lokalnej. Utworzone przez PiS Narodowe Centrum Badań i Rozwoju przeznaczyło 800 milionów złotych na projekt „Szybka ścieżka”. Prawie 55 milionów zł dotacji otrzymała spółka o kapitale 5 tysięcy złotych, założona 10 dni przed ostatecznym terminem składania wniosków przez 26-latka w mieszkaniu prywatnym. Wniosek miał otrzymać najniższą możliwą ocenę, dopuszczającą do finansowania. NCBR miało również przyznać 123 miliony (!) firmie z Białegostoku, która od czasu założenia w 2020 r. przynosiła straty. Kontrola NIK pokaże mechanizm, jaki szefowie NCBR stosują, przyznając prywatnym i nieznanym firmom górę publicznych pieniędzy.

Cofnijmy się w przeszłość. Adam Glazur był zastępcą członka Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej od roku 1975. W grudniu 1980 r. został usunięty z KC, a następnie wydalony z partii pod zarzutem dokonania nadużyć na wielką skalę. Jak wielka była to skala? Glazurowi zarzucono wyłudzenie materiałów budowlanych i wyposażenia swojej daczy w Popowie nad Bugiem. Dacza miała mieć aż 250 mkw. powierzchni, co wzburzyło społeczeństwo, aktyw partyjny oraz związkowców z „Solidarności”. Sąd przyjął, że były minister zagarnął mienie społeczne wartości 1 mln 700 tys. złotych. Ponadto przywłaszczył sobie ciosy słonia wartości 1 mln 300 tysięcy, co łącznie stanowiło naonczas wartość aż 10 tys. amerykańskich dolarów. Za tak bezczelne złodziejstwo Adam Glazur został skazany na 7 lat więzienia, 150 tys. zł grzywny, przepadek willi w Popowie oraz pozbawienie praw obywatelskich na czas odbywania kary. Należy też dodać, że za czasów znienawidzonej komuny niejaki Bolesław Dedo, prezes spółdzielni pracy „Przyszłość”, która na wsiach skupowała skóry, obrabiała je i odsprzedała państwowym fabrykom, został oskarżony w trybie doraźnym o nadużycia gospodarcze i spędził w celi śmierci 88 dni. Tylko dzięki osobistej interwencji ówczesnego prokuratora generalnego prof. Andrzeja Burdy uzyskał zamianę kary śmierci na dożywotnie więzienie. Prokurator generalny uczynił to z własnej inicjatywy i bez wymaganej w systemie nomenklatury komunistycznej konsultacji, za co został zwolniony ze stanowiska. Stanisław Wawrzecki, dyrektor Miejskiego Przedsiębiorstwa Handlu Mięsem Warszawa Praga, główny oskarżony w tzw. aferze mięsnej, miał mniej szczęścia. Skazany na śmierć za nadużycia został stracony w marcu 1965 r.

Czasy się zmieniły, znienawidzoną komunę zastąpiła z dawna wyczekiwana jutrzenka wolności oraz wolny rynek, a wraz z nimi pojawili się złodzieje państwowego grosza, przy których Glazur, Dedo oraz Wawrzecki jawią się jako niewinne niebieskookie niemowlęta z grzechotkami w rączkach. Dzisiejszych złodziei charakteryzuje niewyobrażalna wprost pazerność. Przyznanie państwowej dotacji w wysokości 123 milionów złotych (!) firmie z Białegostoku, która została założona przed dwoma laty i wpierw wykazała przychód w wysokości 132 zł (słownie: sto trzydzieści dwa zł),by kolejne lata zamykać ze stratą, po prostu nie mieści się w głowie. Według opinii analityków, na rynku taka firma mogłaby liczyć na kredyt w wysokości 750 złotych (słownie: siedemset pięćdziesiąt). Drugą firmę założył w prywatnym mieszkaniu 26-latek z Gdańska pięć dni po ogłoszeniu konkursu na projekt „Monitorowanie ciągłości łańcucha dostaw poprzez czujniki lokalizacyjne”. Przyznano mu dotację w wysokości 55 milionów. Jeśli ten młody gość nie jest złodziejskim „słupem”, to ja nie nazywam się Tadeusz Porębski. A przypomnę, że politycy PiS pouczali opozycję, że w kraju może być dobrze – wystarczy nie kraść...

Wróć