Według zasad mechaniki relatywistycznej (cokolwiek dla przeciętnego człowieka to pojęcie znaczy) czas to czwarta współrzędna czasoprzestrzeni, a upływ czasu zależy od obserwatora i miejsca, w którym znajduje się on w danym momencie. Nie ukrywam, że ten pogląd jest mi bliższy z kilku powodów. Po pierwsze, kiedy byłem jeszcze dzieckiem, czas zdecydowanie płynął wolniej, choć i tak za szybko. Przynajmniej w mojej ocenie. Np. wakacje, które trwały w czasach mojej dość odległej edukacji szkolnej dwa miesiące, wydawały się na początku wystarczającą przerwą od nauki, ale już bliżej 1. września oznaczającego koniec laby i początek kolejnego roku szkolnego, czas pędził nieporównanie szybciej. Zanim się obejrzałem, już maszerowałem wraz z innymi dziećmi z plecakiem wypełnionymi ciężkimi podręcznikami i zeszytami zasobnymi w niezbędną wiedzę. Kiedy byłem starszy, czas tak przyśpieszył, że trudno było nadążyć z obowiązkami, które na mnie spadały. Jeśli więc porównać te dwa okresy w moim życiu, to z pewnością czas nie płynął tak samo. Tak czy inaczej, w mojej ocenie upływ czasu w dużej mierze od naszego położenia w danym momencie.
Nie ukrywam też, że bliższe mi są poglądy na temat czasu i jego właściwości wyrażane przez niejakiego Leibniza, który nie zgadzał się z poglądami i teorią Newtona. Leibniz utrzymywał, że czas to takie coś, co zależy od różnych zdarzeń zachodzących na świecie. Podobnie rozumował George Berkeley uważając, że aby mówić o czasie, potrzebny jest ktoś z zewnątrz, posiadający umysł pozwalający obserwować ruch i mogący to ocenić. Bez tych czynników czas według Berkeleya jest tylko iluzją.
Nie zagłębiając się w meandry naukowych teorii, zadam jedno pytanie, które mam nadzieję uzmysłowi szanownym czytelnikom prostą regułę związaną ściśle z czasem. Otóż: czy czas płynie jednakowo dla skazańca odsiadującego długi wyrok i dla kogoś zażywającego kąpieli słonecznych i wielu innych nadzwyczajnych atrakcji na plażach Majorki, albo w pozostałych kurortach na Balearach? Odpowiedź nasuwa się sama. Czas będzie płynął zdecydowanie inaczej w obu przypadkach.
Zapewne zastanawiasz się drogi czytelniku, skąd u mnie takie refleksyjne podejście do kwestii upływu czasu? Już wyjaśniam. Nie trzeba być fizykiem ani filozofem, żeby zauważyć, że w Polsce czas przyśpieszył. I to nie tylko w Warszawie, w której płynie on zazwyczaj szybciej niż w innych miejscach w naszym kraju. Ponadto, wystarczy wziąć cokolwiek pod przysłowiową lupę, żeby zauważyć wielkie przyśpieszenie w każdej dziedzinie. Dotyczy to nie tylko naszych spraw krajowych. Zjawisko przyśpieszenia obserwujemy na całym świecie. To jak włączyć turbodoładowanie do dotychczasowego ciągu wydarzeń płynącego własnym rytmem.
Podam przykład z własnego podwórka. Jeszcze niedawno zalegały na nim choinki wyrzucone w przeznaczonym po świętach Bożego Narodzenia. Za sprawą firmy odbierającej śmieci zostały właśnie zabrane. Opóźnienie odbioru choinek wynikało też z tego, że niektórzy lokatorzy dość długo mieli je w mieszkaniach, jakby nie chcąc się z nimi rozstać. Świerki, jodły i inne temu podobne urodziwe drzewka wylądowały gdzieś na śmietniku, a tu już nowe święta na horyzoncie - Wielkanoc. Za trzy tygodnie na nasze stoły wjadą kolejne potrawy i ozdoby tym razem związane z Wielkanocą.
Święta to specyficzna cezura czasowa. Oznaczają one zimę, a następnie jej koniec manifestujący się odrodzeniem życia. Już wkrótce przyroda da znać o sobie pąkami liści i kwiatami na krzewach, drzewach, rabatkach, trawnikach. Już teraz wystarczy otworzyć okno o świcie, aby usłyszeć nostalgicznie śpiewające kosy. Czas leci. Nieuchronnie przemija to, co stare, a na jego miejsce nadchodzi nowa rzeczywistość. Przyszłość pokaże, co nas czeka. Jednego możemy być pewni - czas się nie zatrzyma. Oby nie był on czasem straconym, jak ten z siedmiotomowego cyklu powieściowego „W poszukiwaniu straconego czasu”. Nasz czas nadal pędzi, przynosząc rzeczy, na które nie jesteśmy jeszcze przygotowani, ale o tym w kolejnych felietonach.