Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy Legia już poległa?

12-01-2022 21:11 | Autor: Piotr Celej
Kryzys w warszawskiej Legii trwa już kilka miesięcy. Co się stało z drużyną o największym potencjale sportowym i organizacyjnym w kraju nad Wisłą? Radomiak Radom w czołówce rundy jesiennej, a Legia na przedostatnim miejscu tylko przed Niecieczą. Takiej tabeli nie wywróżyłby nawet największy jasnowidz. Drużyna z Warszawy ma zaledwie pięć wygranych meczów na osiemnaście rozegranych jesienią. Remisy? Brak. Pozostałe trzynaście spotkań legioniści schodzili do szatni z opuszczonymi głowami. Lider – Lech Poznań ma aż 41 punktów przy zaledwie 15 zdobytych przez warszawiaków.

Drogo i słabo

Wszystko wskazuje na to, że legionistom nie uda się w tym roku obronić tytułu mistrzów kraju. Winny jednak nie jest rosnący poziom rodzimej Ekstraklasy, lecz chaos w drużynie z Warszawy. Budżet Legii szacuje się na 109 milionów złotych rocznie. I chociaż wygląda to skromnie nawet przy drużynach z drugiej ligi Anglii czy Niemiec, to na polskie warunki są to olbrzymie pieniądze. Lider Ekstraklasy, Lech Poznań dysponuje 78 milionami, ale pozostałe drużyny muszą się zadowolić znacznie skromniejszymi pieniędzmi. Warta Poznań ma zaledwie 10 milionów złotych, a mimo to znajduje się w tabeli nad warszawską drużyną.

Pieniądze w futbolu jednak nie grają, a na pewno już nie te, które zostały wydane niewłaściwie. Ciężko bowiem nie odnieść wrażenia, że prezesi i działacze Legii osiedli na laurach. Ekstraklasę wygrywano nawet po okresowych kryzysach. Drużynę oparto na obcokrajowcach – obecnie jest ich w warszawskiej drużynie aż 16. Głównie był to zaciąg z Bałkanów, krajów grupy Wyszehradzkiej i Ameryki Południowej. Zawodnicy ci pozwalali na wygrywanie Ekstraklasy, ale nie gwarantowali stworzenia drużyny, która będzie się rozwijała. Dlaczego? Powodów jest co najmniej kilka, najważniejszymi są karuzela trenerska i brak polityki transferowej. Trenerzy w warszawskiej drużynie nie dostają bowiem zbyt dużo czasu, by zbudować Legię, mają być wyniki “tu i teraz”. Podobnie przeprowadzane są transfery. O ile zrezygnowano z kupowania “szrotu piłkarskiego”, pozyskując m. in. technicznego Luquinhasa, o tyle zapomniano podstawowych zasad tworzenia drużyny – oparcia na liderach. Tych na boisku, jak i w szatni. Ciężko byłoby wskazać kogokolwiek, poza bramkarzem Arturem Borucem, kto mógłby pełnić taką rolę w Legii. Drużyna zaczęła bowiem przegrywać przez aspekty psychofizyczne, które mogą przełamać właśnie liderzy. Zatrudnienie jako trenera Aleksandra Vukovicia wydaje się krokiem we właściwą stronę. Był on bowiem liderem szatni, rozumie specyfikę szatni Legii, jak i potrafi być “twardzielem”.

Brak planów średnio- i długoterminowych

Warszawskiemu teamowi potrzeba jednak czegoś więcej niż tylko mocnych głów w szatni i na boisku. Zawodnicy są świetnie opłacani, ale nie wymaga się od nich żadnego progresu. Ciężko bowiem się takiego spodziewać, płacąc najlepiej w kraju i nie wysuwając żądań sukcesów w Europie. To bowiem ich brak jest pośrednią przyczyną kryzysu warszawskiej drużyny. Legia, wygrywając rokrocznie Ekstraklasę nie zrobiła nic, by wyskoczyć ponad jej poziom. W ten sposób tworzy się drużyna, która traci motywację i zapał. Steaua Bukareszt, Sparta Praga czy CFR Cluj pokazują, że tylko rywalizacja z najlepszymi może spowodować rozwój sportowy i finansowy. Inaczej zespół staje się dominatorem w swojej lidze, ale nie przekracza jej barier. Coś jak mistrzowie na Wyspach Owczych i w Luksemburgu. A nie, przepraszam Dudelange wyeliminowało Legię blisko cztery lata temu.

Prezes Dariusz Mioduski sam zniszczył swoją drużynę, nie wytyczając jej ambitnych celów, poza wygrywaniem Ekstraklasy i obijaniem się o przeciętniaków w eliminacjach Ligii Mistrzów i zgarnięciem kasy z Ligi Europy. Mówienie przez Mioduskiego o celu w postaci zagrania w Lidze Europy przed eliminacjami Champions League był jak wywieszenie białej flagi. Ten swoisty cykl zamknięty stał się przekleństwem drużyny, która mając w składzie tylu obcokrajowców, musiała wygrywać coś więcej niż tylko mecze Ekstraklasy. Przez wiele lat Mioduski nie znalazł także pomysłu na rozwiązanie problemów z tożsamością, jak i sposobem pozyskiwania zawodników. Dopiero w 2019 roku ruszyła budowa Legia Training Center, gdzie funkcjonuje Akademia Piłkarska Legii. Niestety, na efekty powstania tej nowoczesnej szkółki przyjdzie nam poczekać. Być może, doczekalibyśmy się jej wcześniej, gdyby warszawska drużyna zarabiała pieniądze w Europie. Do tego jednak potrzebne są zarówno nakłady finansowe, jak i plany średnio- i długoterminowe rozwoju klubu. Tych dotychczas nie było, bo przecież zarówno kibice, jak i działacze wymagali wygrywania Ekstraklasy.

Jasnym punktem jest fakt, iż w latach 2017-2019 w Akademii Legii wdrożono nowy program szkolenia oraz model gry, których założenia są zgodne z nowoczesnymi trendami. Elementy naszego sposobu gry były widoczne w trakcie wygranych w 2019 roku przez Legię finałów Centralnej Ligi Juniorów U17 i U15. Ważna dla klubu jest odważna, ofensywna gra, podejmowanie ryzyka przez zawodników, gra 1 na 1, wysoki pressing i szybka reakcja po stracie. Może więc juniorzy w przyszłości będą stanowić o mocy klubu z Łazienkowskiej.

Legia stanie się przeciętniakiem?

Piłkarska Ekstraklasa w latach 90. przeżywała prawdziwe sukcesy: w zaledwie 16-drużynowej Lidze Mistrzów swój udział miały Legia oraz Widzew Łódź. Warszawski klub w sezonie 95/96 awansował nawet do ćwierćfinału, gdzie lepszy okazał się Panathinakos Ateny. Kilka lat wcześniej - w sezonie 90/91 - Legia zagrała nawet w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. Przez lata jednak siły się odwróciły, a kluby z Cypru nie są już kopciuszkami, lecz przyjeżdżają do Polski po zwycięstwo.

Polska jest 6. gospodarką UE pod względem wielkości PKB w parytecie siły nabywczej i 24. gospodarką świata, a pod względem wielkości PKB nominalnego – 8. gospodarką UE i 25. gospodarką świata. Liczby te jednak nijak się nie przekładają na poziom sponsoringu w polskiej piłce. Przespane lata zaowocowały tym, iż poziom rodzimej Ekstraklasy, nie odpowiada bogactwauspołeczeństwa. Nasza liga zajmuje 28. miejsce w Europie, obok Bośni i Hercegowiny, Węgier, Mołdawii czy Białorusi. I w przypadku, gdy wielokrotny mistrz Polski nie radzi sobie z zespołami z Luksemburga ciężko oczekiwać zmiany na lepsze.

Współczesny futbol jako biznes można by rozdzielić na dwa najważniejsze czynniki. Pierwszym jest zespół, drugim historia i “moc marketingowa” klubu, czyli jaki zasięg odbiorców mają wydarzenia i osoby związane z drużyną. To właśnie tu istotni są kibice, którzy są solą sportu - dzięki nim firmy są skłonne inwestować w sponsoring drużyny. Tu bez wątpienia Legia jest najważniejszym polskim klubem. I nadal posiada potencjał, by marka stała się jeszcze bardziej rozpoznawalna. To bez wątpienia kapitał stołecznego klubu, który będzie procentował zarówno w teraźniejszości jak i przyszłości.

Prezes Mioduski i jego ekipa powinni zrobić wszystko, by chodzenie na Legię stało się modne nie tylko w kręgach kibicowskich. Paradoksalnie, to właśnie “pikniki” przynoszą ze sobą sponsorów. Przykład skoków narciarskich i sukcesów pokolenia byłych fanów Adama Małysza pokazuje, że szkoląc młodzież, można wprowadzać polski sport na wysoki poziom. Ważna jest jednak popularność, która gwarantuje dopływ sponsorów. Dlaczego więc właściciele klubów Ekstraklasy nie potrafią przekuć popularności Roberta Lewandowskiego na chęć oglądania piłki? Z pewnością pokutuje jeszcze wizerunek kibola jako stadionowego bandyty. Z pewnością pomogłaby tu kampania przeprowadzona razem z miastem lub prywatnymi firmami polegająca na sprzedawaniu pewnej puli biletów dla grup w okazjonalnej cenie. Wspólny wypad na mecz może “zarazić” kibicowaniem osoby, które nie były dotychczas aktywne w tej dziedzinie.

Legia powróci do walki o mistrzostwo Polski. Być może sezon 2021/2022 będzie nieco stracony, ale potencjał warszawskiej drużyny jest nadal największy w kraju. Pytanie czy prezes Mioduski wyciągnie wnioski z jesiennej katastrofy i przestanie się skupiać na krótkoterminowych planach. Celem powinna być nie gra w Lidze Europy, ale budowa solidnego klubu, dominującego w lidze, grającego regularnie w Lidze Mistrzów jak Celtic Glasgow w pierwszej dekadzie XXI wieku. Na razie z tego planu mamy tylko Artura Boruca...

Fot. Łukasz Grochala

Wróć