O co oskarża mnie TS, który widnieje jako drugi oskarżyciel prywatny – nie mam pojęcia. Szkopuł w tym, że w moim wpisie nie widnieje ani nazwisko Nowacki, ani nazwa Totalizator Sportowy. Czy można kogokolwiek zniesławić nie zamieszczając nazwiska, bądź nazwy własnej podmiotu? Nad tym zagadnieniem będzie musiał pochylić się Wysoki Sąd. Stoję na stanowisku, że akt oskarżenia przeciwko mnie jest dęty i ma wszelkie cechy SLAPP, czyli strategicznego pozwu przeciwko partycypacji publicznej, kierowanego często przeciwko aktywistom i dziennikarzom działającym w interesie publicznym. To jedno z bardziej skutecznych narzędzi tłumienia krytyki prasowej. Rządy, wielkie korporacje, burmistrzowie, wójtowie gmin i prezydenci miast wytaczają procesy dziennikarzom i aktywistom, rzekomo w obronie dobrego imienia własnego, bądź instytucji, w której pełnią decyzyjne stanowiska. W rzeczywistości chodzi o to, by opinia publiczna nie dowiedziała się o nieprawidłowościach sygnalizowanych przez osoby, którym wytacza się takie procesy.
Prywatne akty oskarżenia mają na celu nie tylko uciszenie niewygodnych świadków lub dziennikarzy, lecz również wywołanie tzw. efektu mrożącego, by inni trzymali się z daleka od drażliwych tematów. Dyrektywa unijna zabraniająca stosowania SLAPP-ów weszła w życie w kwietniu ub.r., jednak samo wdrożenie jej do polskiego prawodawstwa będzie procesem czasochłonnym. Niezbędna jest bowiem gruntowna rewizja polskiego prawa i przyjęcie ambitnych rozwiązań, które potwierdzą, że rząd RP zdaje sobie sprawę z zagrożenia jakie SLAPP-y stanowią dla wolności słowa. Totalizator Sportowy nader chętnie stosuje prywatne akty oskarżenia przeciwko dziennikarzom poddającym władze spółki nawet krytyce uzasadnionej. Wiosną tego roku dziennikarze Marcin Terlik i Szymon Piegza opisali w Onecie partyjny desant na TS. Tekst wywołał polityczną burzę. W dniu 27 marca br. TS wniósł do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko dziennikarzom zarzucając im zniesławienie. Spółka domagała się przeprosin i zapłaty 100 tys. zł za rzekome szkody wizerunkowe.
Dziennikarze mieli być ścigani – podobnie jak ja – na mocy niesławnego art. 212 kk, nad którego zniesieniem pracuje komisja kodyfikacyjna przy Ministrze Sprawiedliwości. Decyzja zarządu Totalizatora Sportowego o ściganiu dziennikarzy Onetu w trybie karnym spotkała się z powszechną krytyką. „Czy oni upadli na głowę? To są działania zupełnie niepotrzebne, niezrozumiałe i tylko stawiają w złym świetle władze Totalizatora, a przy okazji kierownictwo Ministerstwa Aktywów Państwowych” – powiedział Onetowi ważny polityk Platformy Obywatelskiej. Ostrzej podsumował zarząd TS na Platformie X poseł Roman Giertych: „Czujecie się tam w Totalizatorze ok? Może trzeba jakieś relanium wam podesłać?”. Dzień później spółka zareagowała. „Podjęliśmy decyzję o wycofaniu tego aktu oskarżenia, żeby mieć czystą kartę i patrzeć tylko do przodu. Ostatnią rzeczą, której bym chciała, to toczyć spory, które nikomu nie służą. Zostawmy te zaszłości, skupmy się na tym, co teraz, bo to jest najważniejsze” – powiedziała Onetowi Beata Stelmach, prezes Totalizatora Sportowego.
Poszczucie mnie przez TS postępowaniem karnym za internetowy wpis, w którym nie wymieniam ani personaliów byłego dyrektora, ani nazwy własnej spółki, powoduje, że podchodzę do deklaracji pani prezes Stelmach z dużym dystansem. Z jednej strony bowiem wycofuje spółkę z udziału w medialnym skandalu, przyzwalając z drugiej strony na kontynuację medialnego skandalu w innej odsłonie. Próba zastraszenia dziennikarzy Onetu i nagłe wycofanie z sądu prywatnego aktu oskarżenia pod presją mediów i polityków może być dowodem na to, że dla zarządu TS art. 212 kk stał się wygodnym, bo praktycznie bezpłatnym i groźnym narzędziem służącym do tłumienia krytyki prasowej. Nie ma takiej możliwości, bym pogodził się z ewentualnie przegranym procesem. Zamierzam wykorzystać drogę odwoławczą w 100 proc., włącznie ze skargą do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) w Strasburgu. Czuję się bowiem zniesmaczony i zawiedziony, ponieważ przez wiele lat stałem murem za TS w kwestii Służewca i wyścigów konnych. To, że emocjonalnie, choć w ramach prawa, reagowałem na ewidentne nieprawidłowości w zarządzaniu Służewcem przez byłego już dyrektora oddziału (m.in. 60 mln zł strat) nie powinno być dla zarządu państwowej spółki pretekstem do ścigania mnie w postępowaniu karnym.
Nowacki dostał posadę dyrektora Oddziału Służewiec – Wyścigi Konne TS w 2018 r. z nominacji tzw. dobrej zmiany. Styl zarządzania torem i wyścigami konnymi przez niego prezentowany nie mógł przypaść do gustu zarówno służewieckiemu środowisku, jak i mnie – dziennikarzowi. Jego poprzednik ogarniał 56 dni wyścigowych w sezonie ledwie 18. pracownikami, za panowania Nowackiego liczba dni zmniejszyła się do 46, natomiast zatrudnienie w oddziale wzrosło do ponad 70. osób. Chronicznie brakowało środków na remonty zrujnowanych stajni pozbawionych toalet, czy równie zrujnowanego toru treningowego, na którym wiele koni doznało kontuzji – kilka bardzo ciężkich. Znajdowały się natomiast miliony zł na organizowanie co roku Warsaw Jumping, zawodów jeździeckich nie mających nic wspólnego z wyścigami konnymi. Kiedy Nowacki dostał równolegle posadę prezesa spółki „Traf”, siostrzanej spółki TS organizującej koński totalizator, doszło do kuriozalnej sytuacji niespotykanej w cywilizowanym państwie.
W wydaniu „Passy” z 1 sierpnia 2024 r. pisałem m.in.: „Nurkując tradycyjnie po okolicznych śmietnikach znalazłem dokument podpisany przez Dominika Nowackiego – w jednej osobie dyrektora Oddziału Służewiec Wyścigi Konne TS i prezesa siostrzanej spółki „Traf”, organizującej zakłady końskiego totalizatora. Dokument nosi nazwę „Wycena prac zleconych spółce „Traf” przez Totalizator Sportowy Oddział TWKS w ramach kompleksowej realizacji wydarzenia Warsaw Jumping 2024” i opiewa na kwotę 6.708.070,77 złotych. Oznacza to, że dyrektor Toru Służewiec Dominik Nowacki zlecił prezesowi siostrzanej spółki „Traf” Dominikowi Nowackiemu wycenę zakresu prac przy organizacji Warsaw Jumping, a kiedy ona do niego wróciła, osobiście ją zaakceptował. Tak korupcjogenny układ tolerowany jest przez władze państwowej spółki Totalizator Sportowy od około ośmiu lat”. To było poważne oskarżenie (korupcjogenny konflikt interesów) zamieszczone na łamach prasy, mimo to nie zdecydowano się oskarżyć mnie o zniesławienie, czy choćby naruszenie dóbr osobistych. Oznacza to, że napisałem prawdę.
Jednak największą wściekłość Nowackiego mogło wywołać moje doniesienie z 2023 r. o możliwości popełnienia przestępstwa niegospodarności przy modernizacji oddziału COVID w Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu. Inwestycję finansował TS, a menedżerem projektu był właśnie Nowacki. Z wiarygodnego źródła dowiedziałem się, że kosztorys miał zostać zawyżony o kilka milionów zł i postanowiłem zareagować. W radomskim wydaniu GW z dnia 20.05.2024 r. napisano m.in.: „Zawiadomienie w tej sprawie złożył dziennikarz jednej z warszawskich redakcji na podstawie swoich informacji. Zostały one zweryfikowane. Wystąpiliśmy już o dokumentację do firmy, która wykonywała prace adaptacyjne w szpitalu w Radomiu, jak również do instytucji, która proces inwestycyjny nadzorowała” – informuje prok. Cezary Ołtarzewski, szef Prokuratury Rejonowej Radom – Wschód”. Pismem z dnia 4.04.2024 r. prokurator Daniel Mazur poinformował mnie, że śledztwo w tej sprawie trwa. Ani mi w głowie oskarżać o cokolwiek Nowackiego, ale skoro był menedżerem projektu i pobierał z tego tytułu sowite wynagrodzenie to on jest odpowiedzialny za rzetelną realizację inwestycji. I tyle.