Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak odnalazłem Cmentarz Orląt we Lwowie

14-12-2016 21:03 | Autor: Jerzy R. Bojarski
To było 98 lat temu: 31. października 1918 roku, liderzy polityczni i wojskowi narodowego ruchu ukraińskiego w Galicji ogłosili powstanie zbrojne i przejęcie władzy nad terenami od rzeki Zbrucz do Sanu. Był to finał tajnych rokowań, rozpoczętych w czasie I wojny światowej z władzami austriackimi.

Rozwijający się od połowy XIX stulecia ukraiński nacjonalizm dążył do stworzenia własnej struktury narodowej. W zamyśle miał to być autonomiczny Ukraiński Kraj Koronny w austro-węgierskim państwie.  Znalazła się grupa polityków austriackich (przewodził jej arcyksiążę Wilhelm Habsburg) wspierająca tę ideę. Nabrała ona szczególnej wartości w rozpadającym się Cesarstwie, albowiem deklaracje ukraińskie stwarzały możliwość zatrzymania Galicji przy Austrii. Polacy, którzy konsekwentnie dążyli do odzyskania niepodległości i odbudowy własnej państwowości na dawnych ziemiach I Rzeczypospolitej, nawet nie rozważali takiej możliwości układów z zaborcą.

Nagrodą za lojalistyczne obietnice ukraińskich działaczy było utworzenie przy armii austro-węgierskiej Legionu Ukraińskiego (odpowiednika Legionów Polskich), znanego również pod nazwą Strzelców Siczowych. Moment wystąpienia przygotowywano po cichu i starannie. Wycofujący się Austriacy ściągnęli do Galicji i uzbroili oprócz ww. Legionu inne pułki o przewadze żołnierzy ukraińskich.

Nocą z 31 października na 1 listopada oddziały Strzelców Siczowych opanowały Lwów, a 4 listopada Ukraińcy uderzyli na Przemyśl, odnosząc połowiczny sukces, gdyż udało im się zająć dzielnice na prawym brzegu Sanu. Lewobrzeżnych dzielnic i mostów dzielnie bronili polscy żołnierze i młodzi ochotnicy (Orlęta Przemyskie).  Wkrótce jednak niemal cała Galicja została podporządkowana ukraińskiej organizacji polityczno-wojskowej. Proklamowano Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową ze stolicą we Lwowie. W jej skład weszły ziemie Małopolski Wschodniej, Bukowiny i Rusi Zakarpackiej. Pospiesznie formowano władze, 76-letni Julian Romańczuk stanął na czele państwa. Rządy sprawował Tymczasowy Sekretariat złożony z 18 ministrów. Powołano wodza naczelnego, sekretarza obrony i przystąpiono do organizacji armii, 13 listopada została uchwalona doraźną konstytucję.

Polaków zaskoczył rozwój sytuacji. W terenie Ukraińcy mieli przewagę etniczną – stanowili około 59% ludności Małopolski Wschodniej (Polacy 28% , Żydzi 12,5 %). Inaczej wyglądały te proporcje we Lwowie. Ukraińcy byli tu zaledwie 12-procentową mniejszością wobec 51% Polaków i 35% Żydów. Ta struktura narodowościowa przesądzała o przyszłym konflikcie. W mieście nie było polskich oddziałów. Mężczyźni zmobilizowani do armii austriackiej przebywali gdzieś na dalekich frontach. Nie było siły, która mogłaby się przeciwstawić regularnym formacjom Strzelców Siczowych. Właściwie nie było żadnych szans na zwycięstwo. Mimo to przywódcy polskich organizacji społecznych i paramilitarnych zdecydowali się na podjęcie  działań zbrojnych. Już 1 listopada do walki przystąpiła nieliczna, lecz bardzo sprawna tajna Polska Organizacja Wojskowa, a z nią członkowie związków strzeleckich, „Sokoła”, studenci, harcerze, gimnazjaliści, młode kobiety. W szeregach nie zabrakło „batiarów”, czyli lwowskich uliczników. Z zamaskowanych magazynów wydobyto broń i amunicję…

Impet improwizowanego uderzenia okazał się tak silny, że w ciągu jednej nocy Ukraińcy zostali wyparci ze znacznych obszarów miasta. Natychmiast przystąpili do odbicia utraconych pozycji. Jednakże ich ataki, mimo wsparcia artyleryjskiego, łamały się na pierścieniu polskiej obrony. A przecież oblężonym brakowało niemal wszystkiego, z wyjątkiem… wiary w zwycięstwo, które jak pisał Józef Piłsudski „ w trzech czwartych zależy od siły i podstawy moralnej wojska i społeczeństwa…”. Tych walorów lwowiacy mieli pod dostatkiem. Przerabiali wagony towarowe na pancerne, przywracali złomowanej broni walory bojowe, w laboratoriach Politechniki produkowali materiały wybuchowe, granaty i miny…

Na około 6000 obrońców niemal 20% nie ukończyło 25 lat, a wśród nich znaczącą część stanowiła młodzież w wieku 12-17 lat! Dowodził nimi brygadier Czesław Mączyński, gimnazjalny profesor filologii polskiej, odważny, zdolny oficer ,skoro w armii austro-węgierskiej, za zasługi wojenne z podchorążego awansował na kapitana.

Okrążone, ostrzeliwane przez artylerię, atakowane przez piechotę miasto broniło się rozpaczliwie i mężnie. Ale sytuacja oblężonych stawała się coraz gorsza. Poproszono o pomoc rodaków. Odsiecz z Małopolski Zachodniej przerwała pierścień oblężenia i 22 listopada do Lwowa wkroczyły polskie oddziały. Ukraińskie władze i wojsko opuściły miasto. Na Łyczakowie wyrosło ok. 3000 pierwszych żołnierskich mogił – zaczątek nekropolii „Orląt”. Wartość tej najwyższej ofiary dla naszej niepodległości najlepiej charakteryzują słowa marszałka Francji i Polski Ferdinanda Focha: – W chwili, gdy wykreślano granice Europy, biedząc się nad pytaniem, jakie są granice Polski, Lwów wielkim głosem odpowiedział: Polska jest tutaj!

Pucz ukraiński we Lwowie zapoczątkował dramatyczne relacje między obu narodami. Ich apogeum był bestialski mord  dziesiątków tysięcy polskich mieszkańców Wołynia w czasie niemieckiej okupacji w okresie II Wojny Światowej.

A druga wojna światowa zmieniła granice. Ukraińcy, na podstawie układów w Jałcie, dostali bez walki Lwów i Kresy. Nikt nie robił plebiscytów, nikt nie pytał ludności, w jakim państwie chce żyć. Mieszkających we Lwowie Polaków po prostu wysiedlono na tzw. Ziemie Odzyskane, podobnie jak Polaków z Kresów. Wydawałoby się, że zapanuje spokój. Nic podobnego!  

W 1971 roku pamiętliwi szowiniści dokonali kolejnego aktu zemsty. Znieważyli prochy poległych, niszcząc z premedytacją Cmentarz Orląt. Czołgi jeździły po mogiłach, zwalono piękną kolumnadę, nie dały się zburzyć boczne pylony i Pomnik Chwały w kształcie potężnego łuku z łacińskim napisem: „Mortui sunt ut liberi vivamus” (Polegli, abyśmy żyli wolni). W katakumbach i kaplicy umieszczono zakład kamieniarski, a przez cmentarz przeprowadzono drogę. Na ruiny nekropolii zwożono śmieci. Teren zarosły drzewa-samosiejki, krzaki i chwasty.

Gdy w 1979 znalazłem się we Lwowie, w wolnym czasie pojechałem tramwajem na Cmentarz Łyczakowski. Było to 10 kwietnia. Nie znalazłem ani śladu człowieka. Wreszcie zobaczyłem jakiegoś faceta w kufajce. Zamiatał alejkę. Podszedłem i pytam uprzejmie w  swojej marnej ruszczyźnie: – Zdrastwujtie. Skażitie mienia, gdie polskoje wajennoje kładbiszcze?

Gość uśmiechnął się i powiedział po polsku z kresowym zaśpiewem: – A, Cmentarz Orląt? Pójdziesz pan tą ścieżką, przejdziesz przez dziurę w płocie i już jesteś na cmentarzu! Posłuchałem rodaka i trafiłem. Zrobiłem cały reportaż trochę z duszą na ramieniu, bo przy kamieniarskim zakładzie w katakumbach kręcili się robotnicy. Ale nikt się mną nie zainteresował. Dwa zdjęcia wybrałem do tego artykułu: widok ogólny i miejsce, skąd wzięto zwłoki anonimowego obrońcy Lwowa do Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie.

Obecnie w rezultacie przemian politycznych na Ukrainie Cmentarz Orląt został w znacznej części odrestaurowany, ale w dalszym ciągu władze Lwowa nie zgadzają się na całkowitą jego odbudowę.

Sprawcom ludobójstwa na Wołyniu stawia się pomniki, a ideolog ukraińskiego nacjonalizmu Stepan Bandera urósł do rangi bohatera narodowego. Niedawno jego 7-metrowy posąg został odsłonięty we Lwowie. 

Zła pamięć nie umiera. Wywołana 98 lat temu cicha  wojna przeciw Rzeczpospolitej trwa w zakamuflowanej formie do dzisiaj.

Wróć