Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Najweselszy barak demoludów świętuje

16-11-2016 21:43 | Autor: Maciej Petruczenko
Choć 60-lecie Centralnego Klubu Studentów Politechniki Warszawskiej „Stodoła” przypadło dokładnie 5 kwietnia 2016, to jednak główne uroczystości odbywają się właśnie teraz. Koncert galowy w auli tej uczelni urządzają starzy stodolarze w czwartek 17 listopada. A wystąpi w nim między innymi jedna z pionierek Stodoły – utrzymująca się nadal w wybornej formie pieśniarka Sława Przybylska, z którą w tym numerze na stronie 8 gaworzy po kumotersku Wojtek Dąbrowski.

Właśnie w pierwszym lokalu Stodoły przy ulicy Emilii Plater (później powstał tam dom meblowy Emilia) ruszyła Sława po sławę. A miała wtedy wielkie szczęście: po pierwsze wygrała ogólnopolski konkurs piosenkarski młodych talentów z udziałem tysiąca konkurentek, po drugie – porwano ją do nagrania na żywo w raczkującej dopiero Telewizji Polskiej, po trzecie wreszcie – w cudownym filmie fabularnym „Pożegnania” zaśpiewała wzruszającą i mocno erotyzującą piosenkę „Pamiętasz była jesień...”. Nie było wtedy Facebooka, Twittera ani Instagramu, więc rolę mediów społecznościowych mogły pełnić tylko prasa, radio i telewizja, no i te media w mig porwały Przybylską. Na jej talencie poznał się przede wszystkim szef redakcji muzycznej Polskiego Radia Władysław Szpilman, którego dramatyczne przeżycia okupacyjne przedstawił dużo później Roman Polański w filmie „Pianista”.

Stodoła pozostaje w pamięci Sławy przybytkiem młodzieńczego luzu, który zwłaszcza po przełomie październikowym 1956 dał ujście literackim i muzycznym talentom. Do baraku przy Emilii Plater, który wcześniej służył jako kwatera przybyłym  z ZSRR budowniczym Pałacu Kultury i Nauki, przychodzili z chęcią nie tylko studenci, lecz także najróżniejsi luminarze świata kultury i polityki. To tam wzięci autorzy tekstów dyskretnie podtykali je Przybylskiej, zachęcając, żeby te strofy zaśpiewała, jeśli znajdzie się kompozytor, który stworzy oprawę muzyczną. Z taką samą dyskrecją angażowano ją do filmów.

W Stodole od początku umiejscowiła się kulturalna awangarda. Tańca uczył sam Witold Gruca, gwiazdor teatru opery i baletu. Najmodniejszą muzyką był jazz i Przybylska wciąż pamięta, jak prosto z klubu maszerowali wieczorem młodzieżową paczką na Foksal, żeby tam napić się wódki i posłuchać najlepszej jazzowej wokalistki Carmen Moreno. Po zafascynowaniu jazzem przyszedł czas rock-and-rolla, którego tańczyło się w szaleńczym tempie do upadłego, o co nie było trudno, bo dziewczyny nie nosiły szpilek, tylko tenisówki, rozkloszowane spódnice wirowały w szalonym rytmie, a czasem nawet unosiły się nad głowami tancerek, gdy partnerzy przerzucali je sobie przez plecy.

Do pionierów Stodoły należał – obok Przybylskiej – niesłychanie popularny w latach późniejszych jej kolega ze Studenckiego Teatru Satyryków – Jan Tadeusz Stanisławski, który miał w przyszłości otworzyć na antenie TVP Katedrę Mniemanologii Stosowanej, wprowadzając do języka polskiego sakramentalny zwrot: i to by było na tyle.

W pamięci mojego pokolenia Stodoła utrwaliła się najpierw jako najbardziej magiczne miejsce Warszawy lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdzie zrywało się z narzuconym przez władzę ludową nienaturalnym sztywniactwem. Zwolennicy jazzu tradycyjnego znaleźli w Stodole najmilsze przytulisko na długie lata. Tańczyło się przy akompaniamencie Old Timersów, Vistula Rivers Bandu albo Asocjacji Hagaw, z którą wspaniale śpiewał, tańcząc jednocześnie,  pozyskany z zespołu Dzieci Warszawy – Andrzej Rosiewicz. To w Stodole rozwinęli się artystycznie Iga Cembrzyńska, Ewa Bem. Magda Umer.

Z Emilii Plater Stodoła przeniosła się na Trębacką, a stamtąd na Wspólną, by w końcu znaleźć finalną siedzibę na Batorego. Przez cały czas nie traciła młodzieńczego fasonu i tylko przez krótki czas za rządów Wojciecha Jaruzelskiego pozwolono, by klubem rządziły narzucone przez władzę politruki.

Pamiętam, jak w latach 70-tych wystąpił również gościnnie (już w siedzibie przy Batorego) związany początkowo z Hybrydami, a potem z Kabaretem Pod Egidą – Jan Pietrzak, który nieoczekiwanie wylazł na studencką scenę ubrany w smoking, bo nie zdążył się przebrać po jakiejś oficjałce.– Janek, czy ty dzisiaj podajesz – krzyknął ktoś na widowni, najwyraźniej sugerując, że smoking to dobry jest dla kelnera. W tamtym czasie przerażał też w Stodole czarnym humorem śpiewający basem Maciej Zembaty, który w chwilach trzeźwości znakomicie tłumaczył Leonarda Cohena.

Była też Stodoła klubem najchętniej odwiedzanym przez studentów przebywających w Warszawie w okresie wakacji.

Wielu moich znajomych sportowców stało w Stodole na bramce i uważali to za zaszczyt. Podrywał tam dziewczyny czołowy playboy, medalista olimpijski w biegu na 400 metrów Andrzej Badeński.

Koncertowały w Stodole największe zagraniczne gwiazdy, między innymi amerykański bard Bob Dylan, niedawno – jako pierwszy piosenkarz w historii – uhonorowany Nagrodą Nobla. Oczywiście, w ostatnich dekadach do jazzmenów dołączyli rockmeni (Lady Pank, T. Love, Wilki...). Do stodolanej tradycji należały brawurowe konkursy tańca towarzyskiego, które za pośrednictwem Polskiej Kroniki Filmowej i telewizji podziwiała cała Polska. Wszystkie te wydarzenia sprawiły, że gdy w swoim czasie nazwano Polskę najweselszym barakiem w demoludach, to ten barak kojarzył się mimo woli z pierwszą siedzibą Stodoły.

No cóż, dziś pozostaje tylko westchnąć, gdzie są chłopcy i dziewczyny z dawnych lat: gdzie Henio Meloman, gdzie Gienek Frajer, gdzie wspaniale grający na fortepianie Robert Filiński, gdzie Elżbieta Jodłowska...

Kiedyś to były szalone czasy i nic dziwnego, że Stodoła zaprezentowała nawet spektakl kabaretowy „W tym szaleństwie jest metoda”. Starym  druhom, którzy spotykają się przy Batorego w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca, pozostaje więc tylko życzyć, by przeżywszy już w klubie kopę lat, dociągnęli przynajmniej do setki.

Wróć