Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Rzeczpospolita jak postaw sukna...

08-02-2023 20:41 | Autor: Tadeusz Porębski
Każdy Polak wyposażony przez naturę w przynajmniej średni poziom świadomości społecznej i psychologicznej wie, że prezes Jarosław Kaczyński coraz częściej bredzi. W najbardziej spektakularny sposób Prezes błysnął w listopadzie ubiegłego roku na spotkaniu ze swoimi fanami w Bielsku-Białej. „Polska przestała być krajem niskich płac” – objawił zachwyconym wyznawcom. „Dziś w rankingu OECD jesteśmy, państwo w to pewnie nie uwierzą, zaraz za Japonią”. W tym momencie burza oklasków. Takie objawienie byłoby faktycznie godne owacji, gdyby tkwiło w nim choć ziarenko prawdy.

Ale jest to mocno naciągana bzdura, co potwierdzają dane opublikowane przez Eurostat, europejski odpowiednik naszego GUS. Dla statystycznego Polaka ważniejsze jest nie to, ile zarabia, a ile może za swoją pensję kupić, czyli jego siła nabywcza. Pod tym względem na tle innych krajów OECD (wspólnota wysoko rozwiniętych demokracji) wypadamy dużo gorzej. Według wyliczeń OECD, mieliśmy w Polsce w 2021 r. siłę nabywczą (PKB per capita) na poziomie 76 proc. średniej, co daje nam dopiero 28. miejsce na 35 sklasyfikowanych w zestawieniu krajów. Co dzieje się z Prezesem, że karmi naród podobnymi bredniami? Polityczna premedytacja przed zbliżającymi się wyborami? A może tzw. fuga dysocjacyjna, której istotą jest zmiana osobowości po traumatycznych przeżyciach (tragiczna śmierć brata – bliźniaka)?

Gadki – szmatki Prezesa i pana premiera Morawieckiego, jak to w Polsce mamy najtańszą w Europie benzynę, mogą doprowadzić do skrajnej rozpaczy. Przynajmniej mnie. Za kogo oni nas mają, że publicznie wciskają taki kit? Co z tego, że nominalnie ceny paliw w Polsce w przeliczeniu na euro faktycznie należą do najniższych, skoro za miesięczną pensję możemy zakupić o wiele mniej litrów benzyny czy diesla, niż mieszkańcy 20 państw zrzeszonych w UE? Jak długo jeszcze mam słuchać podobnych objawień, obrażających moją inteligencję? Twarde dane świadczą o tym, że pod względem siły nabywczej zajmujemy w UE dopiero 21. miejsce na 26 krajów (brak danych ze Słowacji). Strata do będących przed nami Estonii i Hiszpanii jest znacząca, a do kolejnych w zestawieniu Włochów, których pan premier Morawiecki obiecuje dogonić już w 2028 r., brakuje nam jeszcze więcej. Uwzględniając ich siłę nabywczą, zarabiamy od Włochów ponad 20 proc. mniej. Z krajów, które nie były częścią bloku wschodniego, wyprzedzamy tylko Portugalię oraz pogrążoną w głębokim kryzysie Grecję. Pierwsza dziesiątka państw zrzeszonych w UE pod względem siły nabywczej to kolejno: Luksemburg, Holandia, Austria, Niemcy, Dania, Belgia, Szwecja, Irlandia, Finlandia oraz Francja. Mając tak zdolnych polityków, jakich mamy, dogonimy te kraje mniej więcej wtedy, kiedy narodzeni w dzisiejszym dniu Polacy zjedzą już po dwie pary sztucznych szczęk i dojrzeją do trzeciej.

Nasi politycy dzierżą prymat jedynie w oszukiwaniu obywateli, parlamentarnym zacietrzewieniu i dbałości o interes własny, rodzinny oraz partyjny. To tyczy polityków wszystkich ugrupowań grasujących na polskiej scenie politycznej. Ostatnim dowodem politycznej zaradności jest afera nazwana przez media „Willa+”. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek przyznał około 40 mln złotych organizacjom i instytucjom na zakup lub budowę nieruchomości. Większość z nich powiązana jest z politykami PiS, urzędnikami państwowymi i Kościołem katolickim. Wtorkowe wystąpienie Czarnka w Sejmie, gdzie usiłował mętnie tłumaczyć swoje ministerialne dotacje, czynią z niego – przynajmniej w moim odczuciu – jednego z najbezczelniejszych polskich polityków po II wojnie światowej.

Przeżyłem PRL; przeżyłem odrażające w treści przemówienia towarzysza „Wiesława” o Januszu Szpotańskim „człowieku o mentalności alfonsa, ziejącym sadystycznym jadem na partię i rząd"; przeżyłem pałowanie od ormowców i tzw. aktywu robotniczego pod kościołem św. Krzyża; przeżyłem dziennikarzy TVP paradujących w wojskowych mundurach i kłamiących z każdym otwarciem ust; widziałem, jak uwłaszcza się komunistyczna nomenklatura czująca koniec PRL i utratę władzy. Miałem nadzieję, że pókim żyw nie będzie powtórki. Srodze się pomyliłem. Dzisiaj mam powtórkę z rozrywki – TVP zawłaszczona przez jedną opcję polityczną, kłamstwo stało się wszechobecne i przybrało rozmiary plagi społecznej, państwowe środki oraz majątek są bezczelnie transferowane do instytucji, organizacji i osób ściśle związanych z władzą. To widać, słychać i czuć.

Specyfiką PRL było równoległe istnienie struktur jedynie słusznej partii oraz administracji rządowej, gdzie dochodziło do częstych transferów personalnych i zjawiska łączenia stanowisk. To sprawiało, że Biuro Polityczne oraz Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, na czele z pierwszym sekretarzem, mieli większą władzę niż premier i podlegli mu ministrowie. Tak jest i dzisiaj – każdy premier i minister musi odbywać pielgrzymki na ul. Nowogrodzką, bo najważniejsze decyzje w państwie zapadają tam, a nie w budynku KPRM w Al. Ujazdowskich. Komuniści wyczuli prawdopodobieństwo utraty władzy mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych. Wtedy nastąpił pierwszy etap uwłaszczania się partyjnej nomenklatury na państwowym majątku. Polegał on na przesuwaniu kapitału z sektora państwowego do rąk prywatnych, wówczas robiło się to za pośrednictwem podwójnego statusu dyrektora przedsiębiorstwa państwowego, który był jednocześnie szefem spółki doczepionej do tego przedsiębiorstwa. W ten sposób powstawała patologiczna, hybrydowa forma własności, stanowiąca etap przejściowy na drodze ku przyszłej „prywatyzacji ze wskazaniem”, gdzie państwowy majątek zasilał nową, już prywatną spółkę. Drugim etapem była prywatyzacja majątku instytucji politycznych i społecznych (budynków, środków transportu). Te działania znajdowały oparcie w konkretnych rozwiązaniach ustawowych.

Bardzo podobną sytuację mamy dzisiaj. Elita tzw. Zjednoczonej Prawicy nie jest ani ślepa, ani głucha i stopniowo oswaja się z możliwością utraty władzy po jesiennych wyborach. Tym samym powstaje odpowiedni klimat dla działań zabezpieczających przyszły byt w opozycji, których ubocznym rezultatem jest proces tzw. uwłaszczenia się partyjnej nomenklatury. „Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą wileńskim powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło. Dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy”. Genialna metafora Henryka Sienkiewicza, włożona na stronach powieści „Potop” w usta księcia Bogusława Radziwiłła, oddająca sens trwania i upadku Rzeczypospolitej, jest moim zdaniem ciągle aktualna. W swoją stronę ciągnie bez wyjątku każda partia polityczna w kraju, a wyrażana w Sejmie obłudna troska o ojczyznę i jej los jest li tylko czczą gadaniną, która coraz bardziej mnie wkurza. Co zatem czeka nas w najbliższych latach? Na pewno ból głowy związany z wyjściem z plątaniny niekonstytucyjnych zmian wprowadzonych w okresie rządów tzw. Zjednoczonej Prawicy. Wydaje się to niewykonalne, o ile ma zostać przeprowadzone w sposób zgodny z prawem.

Trwająca w publicznych mediach antyniemiecka kampania, z Donaldem Tuskiem w roli niemieckiej marionetki, powiększa podziały społeczne w kraju i spycha nas na peryferie UE. Żadne inne państwo Wspólnoty nie prezentuje tak antyunijnej retoryki jak dzisiaj Polska. Rząd naszego kraju boryka się z problemami finansowymi, związanymi z wysoką inflacją, sprzedażą państwowych obligacji i bardzo kosztownymi programami socjalnymi, jak na przykład dodatkowe emerytury. Ostatnio często zaglądam na stronę internetową Fundacji Liberté!, interdyscyplinarnej organizacji społecznej oraz think tanku działającego w Polsce od 2007 roku. Kilka zdań z ostatniej publikacji o przyszłości Polski zapadło mi w pamięć: „Polacy są Europejczykami, więc byłoby nie fair wobec nich mówić im, że nie zasługują na rządy prawa najwyższej jakości. Przywrócenie praworządności może zająć trochę czasu, ale zadaniem Polski jest zmiana rządu i wyciągnięcie wniosków z zaistniałej sytuacji”. Prawda. Możliwości obecnego rządu dawno się wyczerpały.

Wróć