Oczywiście, w jego wypadku od razu odezwało się mnóstwo polskich szowinistów, którzy próbują zarzucić Lewemu, że na zbliżających się mistrzostwach świata w Katarze zdeprecjonuje nasze narodowe barwy ewentualnym założeniem żółto-niebieskiej opaski, choć Robert bynajmniej nie ogłosił, co z nieoczekiwanym prezentem zrobi. Zapiekli szowiniści zdążyli już pewnie zapomnieć, jak piękne owoce przyniosła polsko-ukraińska inicjatywa, w następstwie której w dwu sąsiadujących krajach przeprowadzono w 2012 piłkarskie mistrzostwa Europy, a po nich pozostał nam nie tylko Narodowy, lecz również kilka innych nowoczesnych stadionów, wykorzystywanych do rozgrywania meczów ligowych.
Tamte mistrzostwa, tak samo jak wyreżyserowany z ogromnym wyczuciem przez Jerzego Hoffmanna film „Ogniem i mieczem”, dobrze posłużyły załagodzeniu dawnego konfliktu polsko-ukraińskiego, który tak naprawdę ciągnął się przez co najmniej kilka stuleci. Najpierw chodziło o kozackie bunty przeciwko naszym szlacheckim wielmożom, o sprzeciwianie się utrzymywaniu podległego Rzeczypospolitej chłopstwa w stanie praktycznie niewolniczym. W XX wieku, gdy padało imperium carskie, a Polska odzyskiwała niepodległość, obejmując też część swoich dawnych terenów kresowych, dochodziło do starć z Ukraińcami, w szczególności o Lwów. Zaogniło to trwający od wieków konflikt.
Przywódcy będącego spadkobiercą carskiej Rosji – ZSRR – stworzyli ze wschodniej części Ukrainy odrębną republikę (później, podobnie jak Białoruska SRR, mającą prawo do osobnego członkostwa w ONZ). Dlatego pragnący zostać współczesnym carem Władymir Putin stara się poniżyć Ukraińców, dowodząc, że dopiero ZSRR dał im szansę zaistnienia jako jeszcze nie w pełni niepodległy, ale jednak osobny naród. W tle tego putinowskiego wywodu pozostaje przypomnienie, iż w okresie II Rzeczypospolitej Ukraińcy byli w ogromnym stopniu postponowani przez – jak to oni sami mówili – „polskich panów”. Ja akurat, choć mimo charakterystycznego brzmienia nazwiska pochodzę z rodziny w Międzyrzecu Podlaskim, w której nigdy nie zaistniał ukraiński ślad, a nasza katolicka ciągłość została zarejestrowana już w XIV wieku – przy pierwszym spotkaniu z przedstawicielem narodu ukraińskiego (za komuny) zostałem powitany ironicznym określeniem: „O, Polski Pan!”
No cóż, my – Polacy – gubimy się w odnajdowaniu śladów powstawania odrębności naszego narodu. Dzisiejsi Ukraińcy tym bardziej, bo na ich dzisiejszym terenie, w czarnomorskim zlewisku Dniepru, Dniestru, Bohu i Dońca panoszyli się Scytowie, Sarmaci, Goci, Hunowie, Awarowie, Madziarzy, Pieczyngowie i inni. Zaczątkiem dzisiejszej kultury cywilizacyjnej na tych ziemiach stały się dopiero Ruś Nowogrodzka i Ruś Kijowska. Współcześni Ukraińcy mogą tylko smętnie wspominać, jak gnębili ich na zmianę Moskale, Polacy, Litwini, Turcy... Dziś zwierzchnik Cerkwi polskiej – przez dziesiątki lat uwikłany we współpracę z komunistami rosyjskimi metropolita Sawa wypomina nam, że Mieszko I najpierw przyjął chrześcijaństwo w obrządku wschodnim. Na dodatek Sawa przeciwstawia się odrębności Cerkwi ukraińskiej, odcinającej się od Moskwy. Pewnie chciałby, żeby słowo Polska było pisane cyrylicą, ale na styku polsko-ukraińskim akurat wszystko zmierza dziś w kierunku ostatecznego pojednania obu narodów, które nawzajem wyrządziły sobie tyle krzywd. Rzecz jasna, dokonana przez Ukraińców rzeź wołyńska wciąż pozostaje całkiem świeżo w naszej pamięci, tym bardziej, że okrucieństwo tamtej akcji zostało wedle historycznych realiów sfilmowane i wciąż budzi w kinach grozę.
Tylko że młode pokolenie Polaków, w tym Iga Świątek i Robert Lewandowski, dostrzega w dzisiejszych Ukraińcach już bardzo bliski nam kulturowo naród, a nie dawnych morderców z UPA. Jeśli chodzi o mnie, od momentu gdy w lutym Rosjanie zaczęli wojnę z Ukrainą na całego, zdążyłem już przechować w swoim domu ponad trzydzieścioro ukraińskich uchodźców, w większości kobiety z dziećmi. Świetnie wykształcone, mówiące po ukraińsku, rosyjsku i angielsku, całkowicie wyzbyte tak nas kiedyś rażącej sowieckiej mentalności. Pasujące jak ulał do kultury Zachodu. Nic dziwnego, że – jak mi one meldują poprzez media społecznościowe – w dalszym etapie emigracji świetnie dają sobie radę – w Czechach, Niemczech, Austrii, Islandii (!!!), Stanach Zjednoczonych, Kanadzie...
Trzy dekady niepodległego państwa radykalnie zmieniły naród ukraiński, choć dopiero teraz wyzwala się on z pęt pokomunistycznych cwaniaków. Nie bez przykrości stwierdzam natomiast, że aż w takim stopniu nie zmieniły one narodu polskiego, który nadal pozwala, by wodzili go za nos polityczni, a po części również religijni hochsztaplerzy...