Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Udane otwarcie sezonu na Służewcu

20-05-2020 20:52 | Autor: Tadeusz Porębski
Pierwsza gonitwa sezonu wyścigowego o Nagrodę Dandolo niespodziewanie padła łupem 4-letniego Delosa ze stajni Andrzeja Walickiego. Ogiera dosiadał dżokej Kamil Grzybowski. Tradycyjnie pierwsze dni wyścigowe to dominacja koni trenowanych przez Adama Wyrzyka.

Jego podopieczne wygrały podczas minionej dwudniówki 6 z 17 rozegranych gonitw. Jeżdżący w stajni Wyrzyka „na pierwszą rękę” czempion służewieckiego toru Szczepan Mazur aż sześciokrotnie mijał celownik jako pierwszy, w tym w niedzielę trzy razy z rzędu. Natomiast córka trenera – Joanna – triumfowała na arabie Akwantario oraz w Nagrodzie Strzegomia na klasowej Inter Royal Lady. Było to zwycięstwo niepodlegające dyskusji, a styl, w jakim ta wyjątkowo utalentowana klacz rozprawiła się z czołówką koni rocznika derbowego, stawia ją na szczycie listy trzyletnich i starszych folblutów pretendujących do zwycięstw w najważniejszych gonitwach sezonu na dystansach do 2000 m. Pytanie, czy mając milerski rodowód Inter Royal Lady wytrzyma niezwykle ciężką próbę selekcyjną na dystansie 2400 m, na razie pozostaje bez odpowiedzi.

W pierwszym dniu sezonu bardzo dobrze spisywały się konie wyhodowane w Polsce. Wspomniany na wstępie Delos, własność Jerzego i Urszuli Engelów, nie dał w Handikapie Otwarcia żadnych szans dziewięciu rywalom, z których większość została zakupiona za granicą. Były trener piłkarskiej reprezentacji Polski i jego żona, kiedyś koszykarka i lekkoatletka, mają więc powody do zadowolenia. Delos to – podobnie jak Inter Royal Lady – wyjątkowo utalentowany i dzielny folblut, dysponujący piorunującym finiszem na ostatniej prostej. Z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

W Memoriale Tomasza Dula triumfował kompletnie nieliczony Torquist ze stajni Wojciecha Olkowskiego pod dżokejem Sergiejem Wasiutowem. Wygrywając w sobotę nagrodową gonitwę, ulubieniec Gabrieli i Roberta Gorczyców „dobił” graczy obstawiających skumulowany zakład septyma (prawidłowe wytypowanie siedmiu zwycięzców w siedmiu gonitwach z rzędu). Również w niedzielę nikt nie trafił septymy, więc w następną sobotę gracze będą mieli o co walczyć. Coraz lepiej poczyna sobie na torze praktykant dżokejski Konrad Mazur, brat utytułowanego Szczepana, który na klaczy Seririo w imponującym stylu rozprawił się z ośmioma rywalkami w Nagrodzie Dżamajki.

W sobotę poinformowano, że komentujący od kilku dekad gonitwy na Służewcu Andrzej Szydlik, żywa encyklopedia stołecznego hipodromu, żegna się z mikrofonem. Pożegnanie legendarnego sprawozdawcy było nad wyraz skromne i ograniczyło się do kilku zdawkowych wypowiedzi dla studia internetowego oraz słownych podziękowań i gratulacji od dyrektora Toru Służewiec. Zabrakło pamiątkowej statuetki, honorowego dyplomu, czy choćby symbolicznego bukietu kwiatów. To było smutne pożegnanie na zasadzie „zrobiłeś swoje, dobry człowieku, a teraz idź sobie w swoją drogę”. Jako powód rezygnacji z dalszej współpracy z TS Andrzej Szydlik podał względy zdrowotne. Mało kto w środowisku wyścigowym w to wierzy.

Niestety, „dobra zmiana”, polegająca m. in. na usuwaniu ze stanowisk „ich” i powoływaniu na to miejsce „swoich”, wytypowanych z notesu szwagra, dotarła także na Służewiec. Z zespołu, który od 2008 r. tworzył dla Totalizatora Sportowego podwaliny do sprawnego organizowania na Służewcu wyścigów konnych, pozostała garstka osób. Jeszcze w 2018 r. za czasów poprzedniego dyrektora toru Włodzimierza Bąkowskiego na Służewcu pracowało 18 osób, dzisiaj ponad 40, a efekt jest taki sam – wzrosły jedynie koszty funkcjonowania, natomiast wynik finansowy, czyli strata, prawdopodobnie powiększa się z roku na rok.

Ozdobą pierwszego mityngu na Służewcu miało być specjalne internetowe studio wyścigowe prowadzone przez rzeczniczkę prasową służewieckiego toru. To kompletna porażka i jest to zdanie nie tylko komentatora tygodnika „Passa”, lecz prawie wszystkich, którzy zaplanowali oglądanie sobotnich gonitw przed telewizorem w domowej atmosferze. Wyboru nie było, ponieważ zawody na Służewcu odbywały się oczywiście bez udziału publiczności. Poniewczasie okazało się jednak, że był wybór i można było oglądać transmisję z pominięciem paplającej jak najęta moderatorki, która myliła właścicieli koni (Pegzę z Pegazem) i przeprowadzała wywiady ze sportowcami oraz celebrytami, zadając im mocno wyrafinowane pytania typu „jak się czujecie w czasie pandemii”.

W ten sposób tłumiła ważne komunikaty spikera o zmianach dosiadów oraz wysokości wygranych i skutecznie przemieniała wyścigowe studio raz w program publicystyczny, innym razem w reality show na poziomie przedszkola. Widzowie zostali totalnie zagadani i zamiast czerpać wiedzę o wyścigach konnych, musieli wysłuchiwać prywatnych wynurzeń osób, które z końmi wyścigowymi nie mają nic wspólnego. Jedynie Zbigniew Boniek wypowiedział się mądrze i merytorycznie na temat kłusaków niszczących wspaniałą zieloną służewiecką bieżnię.

Tym, którzy z powodu epidemii koronawirusa są zmuszeni do oglądania wyścigów konnych jedynie na ekranach telewizorów, polecamy przekaz z toru dostępny na stronie internetowej spółki „Traf”, organizatora końskiego totalizatora w Polsce. Nie ma tam gadulstwa i można w spokoju oglądać mityngi bez słownych ozdobników, jedynie z muzyką w tle i płynącymi z głośników komunikatami spikerów wyścigowych. Trzeba się zarejestrować na stronie „Traf” online, co nie jest przedsięwzięciem trudnym. Chętni do gry mogą tam założyć konto i na odległość bawić się podnoszącymi poziom adrenaliny w organizmie wyścigami konnymi. To na razie jedyny sposób, by w czasie wyścigowych dwudniówek nie zostać totalnie zagadanym przez osobę, która karmi widzów tanią amatorszczyzną, a po uzyskaniu dostępu do mikrofonu nie jest w stanie powstrzymać słowotoku.

Typowanie koni wymaga koncentracji umysłu, ponieważ wyścigi konne to nie mechaniczne, tępe zajęcie, jakim jest na przykład hazardowa gra na „jednorękim bandycie”. Typowanie koni to gra wiedzy, która toczy się w głowach każdego z graczy. Ciągłe tokowanie przeszkadza i doświadczony moderator wyścigowego studia dobrze wie, że widzom i graczom przed telewizorami poza rzetelną informacją należy się także sporo „tlenu”. Tego niestety zabrakło podczas pierwszego w tym roku przekazu telewizyjnego ze Służewca.

Mimo to pierwszy tegoroczny mityng wyścigowy należy ocenić pozytywnie tak pod względem organizacyjnym, jak i sportowym. Gonitwy rozgrywano w bardzo dobrych czasach, rywalizowano o każdy metr bieżni i tylko w Nagrodzie Strzegomia doszło do nieprzyjemnej kolizji, kiedy Szczepan Mazur, dosiadający ogiera Gran Emperor, został wręcz wepchnięty w kanat przez rywali i musiał wycofać konia z walki. Zdaniem graczy obserwujących zawody na ekranach telewizorów, faul był ewidentny i miał wpływ na końcowy wynik rywalizacji. Komisja Techniczna nie dopatrzyła się jednak przewinienia u żadnego z jeźdźców i zatwierdziła mocno kontrowersyjny werdykt.

Wróć