Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

76. rocznica rozgromienia faszystowskich Niemiec

05-05-2021 20:55 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Podpisanie bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy nastąpiło 8 maja 1945 r. o godz. 22.43 czasy środkowoeuropejskiego, czyli 9 maja 1945 r. o godz. 0,43 czasu moskiewskiego. Trzeba jednak przypomnieć, iż podpisanie kapitulacji nastąpiło już 7 maja o godzinie 2:41 w kwaterze głównej Alianckich Sił Ekspedycyjnych w Reims we Francji. Pod naciskiem Stalina ceremonię powtórzono późnym wieczorem 8 maja w kwaterze marszałka Żukowa, w gmachu szkoły saperów w dzielnicy Karlshorst w Berlinie. I tę właśnie datę uważa się powszechnie – ale nie w Rosji – za właściwą.

Poprzednio Sowieci, a obecnie Rosjanie nie uznają normy, iż czas dokonania jakiegoś aktu określany jest czasem w miejscu jego dokonania, a nie czasem w stolicy któregoś z uczestników zdarzenia. Niechętnie uznają także fakt, iż wojna pomiędzy III Rzeszą a ZSRR była elementem większej całości – II wojny światowej. Dla Rosjan druga wojna to Wielka Wojna Ojczyźniana, która zaczęła się 22 czerwca 1941, a skończyła 9 maja 1945 roku. W Rosji obchodzi się więc nie zakończenie II wojny, lecz Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Dawniej w ZSRR, a obecnie w Rosji, jest to największe święto narodowe. Ma charakter święta państwowego, ale także święta ludycznego, obchodzonego nadzwyczaj uroczyście przez zwolenników zarówno Władymira Putina, jak i Aleksieja Nawalnego, a także wszystkie inne polityczne opcje. Celebruje się je w Rosji oraz w państwach postsowieckich bardzo uroczyście i szeroko, zwłaszcza że przypada na początek przyrodniczej wiosny na tym obszarze.

Piszę o tych faktach, albowiem są one rodzajem wstępu do mojej opinii o bardzo ciekawej, znakomicie napisanej i dobrze przetłumaczonej książki brytyjskiego autora Michaela Jonesa pt.: „Wojna totalna. Armia Czerwona od klęski do zwycięstwa” (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013). Jest to obszerna (434 strony) opowieść, oparta na dokumentach archiwalnych, ale głównie na podstawie relacji uczestników wojny niemiecko-radzieckiej. Michael Jones jest najwyraźniej zafascynowany dawnym Związkiem Sowieckim i jego wojną z faszystowskimi Niemcami. O ludziach radzieckich pisze z dużą sympatią, chociaż daje także wiele opisów barbarzyństwa z ich strony. Przytacza również wiele zdarzeń, faktów i liczb, które mogą być interesujące dla polskiego czytelnika. Pomimo dążenia do bezstronności, relacja Jonesa jest – moim zdaniem – subiektywna i stronnicza.

O pakcie Ribbentrop – Mołotow ani mru mru...

To kolejna – tym razem brytyjska – wersja opowieści o ludziach radzieckich w wojnie z Hitlerem. Całe okrucieństwo i barbarzyństwo Armii Czerwonej na terenach poza granicami ZSRR jest usprawiedliwiane przez autora tym, że trzeba było zadać cierpienie Niemcom, którzy wiarołomnie napadli na „miłujący pokój” Związek Radziecki. Kierując swoją opowieść do ludzi Zachodu, autor nie wspomniał, że II wojnę światową rozpętał Hitler do spółki ze Stalinem, podpisawszy 23 sierpnia 1939 roku pakt Ribbentrop – Mołotow o podziale Europy Środkowej. Jones nie wspomniał również, że 17 września 1939 r. ZSRR wiarołomnie zerwał pokój zawarty z Polską i wtargnął na obszar Rzeczypospolitej siłami 617 588 ludzi. A w dniu 2 października 1939 r. siły inwazyjne liczyły już 2 421 300 osób, 5467 dział i granatników, 6096 czołgów i samochodów pancernych oraz 3727 samolotów. Nie wspomniał brytyjski historyk o napaści na Finlandię (wojna zimowa), nie wspomniał o zajęciu państw bałtyckich, Besarabii i części Bukowiny; nie wspomniał też oczywiście o deportacjach do Kazachstanu i na Syberię setek tysięcy rdzennych mieszkańców zajętych terenów. W związku z powyższym, cierpienia i krzywdy „ludzi radzieckich” dotyczą także sowieckich osadników na podbitych i inkorporowanych terenach.

Sowieci, a obecnie Rosjanie, pretensje do podporządkowania sobie Polski uzasadniają m.in. tym, jakoby przy wyzwalaniu Polski poległo 600 tysięcy czerwonoarmistów. Ta gigantyczna wielkość strat funkcjonuje w polityce i literaturze od kilkudziesięciu lat i przywykliśmy nie dyskutować na ten temat. W powyższej informacji nie sprecyzowano, na jakim terytorium ludzie ci polegli. A więc, czy jest to obszar dzisiejszej Polski, czy Polski sprzed 1 września 1939 roku. A może to obszar I Rzeczypospolitej? Przyjmuje się, że przy średnio intensywnych działaniach wojennych na jednego zabitego żołnierza przypada pięciu rannych. Jeżeli przyjąć obowiązującą wielkość (600 tys. zabitych), oznaczałoby to, iż samych rannych było 3 miliony. Czy jednak jest to możliwe, jeżeli łączna liczba żołnierzy wszystkich radzieckich frontów, przechodzących przez Polskę na przełomie 1944 i 1945 roku, wynosiła trochę ponad 2 miliony (2 330 tysięcy)?

Bestialskie mordy i gwałty na „niemieckich” terenach

W tym miejscu docieramy do interesujących liczb, podanych przez Michaela Jonesa. Napisał on mianowicie, iż: „Straty Armii Czerwonej, poniesione na wschodnim Pomorzu, wyniosły 53 tysiące zabitych; w ofensywie między Wisłą a Odrą w środkowej Polsce – 43 tysiące, a na Śląsku – 40 tysięcy”(s. 367). Do tego rachunku (136 tysięcy zabitych) należałoby dodać poległych w operacji „Bagration”. Trwała ona od 22 czerwca do 31 sierpnia 1944 i objęła teren Litwy, Białorusi oraz wschodniej Polski. Wojska radzieckie, posuwając się frontem szerokości 965 km, pokonały w trakcie operacji „Bagration” 640 km, docierając do linii Wisły. W trakcie całej operacji poległo 176 tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej (s. 227). Jakkolwiek liczyć, do owych 600 tysięcy bardzo daleko.

Michael Jones zauważył i wyeksponował bestialstwo czerwonoarmistów, które nastąpiło po przekroczeniu przedwojennej granicy z Niemcami. Tu mam problem, bo przed 1939 rokiem ZSRR nie miał tej granicy. Pojawiła się ona po 28 września 1939 r. i przebiegała przez teren obecnej Polski. Tak np. Łomża była po radzieckiej stronie. A więc chodzi chyba jednak o tę wojenną granicę, czyli (dla ludzi radzieckich) po minięciu Łomży, dalej była już „Giermania”. Jones przytoczył następujące relacje: „Niektórzy bolszewicy strzelają teraz do wszystkiego, co się rusza – najwyraźniej z czystej satysfakcji oglądania rozlewu krwi. W konsekwencji poważnego nadużywania alkoholu oraz wielkiej fali przemocy gniew czerwonoarmistów zmienia się w rodzaj morderczej psychozy”(s. 323-324). „Domy plądrowano i podpalano, a wszystko, czego nie dało się ze sobą zabrać, psuto i niszczono – ubolewał sowiecki szeregowy Jefrem Gienkin, widząc ogromne i bezsensowne zniszczenia, dokonujące się wszędzie wokół”(s. 325). „Kolumny wozów pełnych uchodźców. Zbiorowe gwałty na kobietach, opuszczone wioski… Oto «sceny bitewne» oglądane podczas ofensywy prowadzonej przez armię mścicieli”(s. 326).

Szacuje się, że ofiarami gwałtów czerwonoarmistów padło około dwóch milionów kobiet. Przy tym należy pamiętać, że dla „bojców” Niemcy zaczynały się tuż za Łomżą. „Sprawcami wielu gwałtów byli też żołnierze z azjatyckich republik ZSRR. Z tymi sołdatami nawet dowódcy mieli trudności w porozumiewaniu się. Co oni mogli wiedzieć o różnorodności etnicznej ludzi zamieszkujących tereny Rzeczpospolitej czy Prus? Dla nich wszyscy ci, którzy mieszkali na zachodzie, to byli Niemcy, a im należało się odpłacić i kropka”. (…). „Gwałty były plagą również na Śląsku. Do końca czerwca 1945 roku w jednej tylko Dębskiej Kuźni w powiecie opolskim naliczono 268 takich przypadków. W poszukiwaniu kobiet Sowieci organizowali istne obławy. W czasie jednej z takich akcji – z przędzalni lnu pod Raciborzem uprowadzili trzydzieści robotnic, które potem wielokrotnie zgwałcono. Ze wsi Mechnica w powiecie kozielskim sowieccy bandyci porwali 13 młodych dziewcząt, a potem pojawiali się co jakiś czas, żądając nowych kobiet” (Dariusz Kaliński, „Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski”, Wydawnictwo „Ciekawostki Historyczne Pl.”, Kraków 2017, s. 92, 111 ).

Miliony Sowietów w służbie u Hitlera

Michael Jones wielokrotnie wspomina o okrutnym losie radzieckich jeńców w niemieckiej niewoli, ale całkowicie pomija fakt, że samo dostanie się do niewoli, traktowane było przez Stalina jako zdrada ojczyzny i karane obozem, tym razem radzieckim. Karze podlegała także rodzina „zdrajcy”. Jones prawie pomija drażliwy temat służby byłych obywateli radzieckich w niemieckich siłach zbrojnych. A przecież do niemieckiej niewoli dostało się 6,2 miliona sowieckich wojskowych. Już w pierwszych tygodniach wojny setki tysięcy sowieckich jeńców oraz cywilów, wstępowało na służbę niemiecką (Hilfswillige – ochotniczy pomocnicy). Szacuje się, że wiosną 1943 r. było ich ponad milion (Borys Sokołow, „Prawdy i mity Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945”, wyd. Arkadiusz Wingert, Kraków 2013, s. 320).

„W październiku 1944 roku dowództwo Osttruppen poinformowało Reichsführera SS, że w czerwcu 1944 roku w niemieckich wojskach lądowych służyło ponad 800 tysięcy wschodnich ochotników, a dalsze sto tysięcy w Kriegsmarine i Luftwaffe”(Chris Bishop, „Zagraniczne formacje SS. Zagraniczni ochotnicy w Waffen –SS w latach 1940-1945”, wyd. Muza SA, Warszawa 2010, s. 82). Z ludzi tych sformowane zostały liczne oddziały bojowe, w tym, jednostki SS (29.Dywizja Grenadierów Waffen SS, 30. Dywizja Grenadierów Waffen SS oraz XV Kozacki Korpus Kawalerii SS – 50 tys. kawalerzystów). Rosyjscy kolaboranci z ROA (Rosyjska Armia Wyzwoleńcza) posiadali nawet własne lotnictwo, dowodzone przez gen. W.I. Malcewa. Z częścią byłych żołnierzy Armii Czerwonej, będących w służbie niemieckiej, spotykamy się podczas tłumienia Powstania Warszawskiego w sierpniu i wrześniu 1944 roku, a gdzie odznaczyli się oni bezgranicznym okrucieństwem. W tym samym czasie ich dawni „towarzysze broni” stali na drugim brzegu Wisły, czekając aż Powstanie upadnie.

Kto zatknął sztandar na dachu Reichstagu?

Michael Jones, opisując zdobycie Berlina przez żołnierzy Armii Czerwonej, ustalił, że słynne umieszczenie czerwonego sztandaru na dachu Reichstagu ma inną (niż oficjalnie podano) obsadę personalną. Nie dokonał tego Gruzin nazwiskiem Meliton Kantaria, ale porucznik Aleksiej Kowalow. Skoro Stalin był Gruzinem, to czynu tego miał dokonać także Gruzin. Ze względów politycznych wycofano nazwisko „Kowalow”, a cenzura nakazała usunięcie z historycznej fotografii (wykonanej przez radzieckiego fotografa i filmowca Jewgienija Chałdeja) dwóch zegarków widniejących na obu rękach sołdata podtrzymującego Kowalowa, któremu nakazano, aby nigdy nikomu nie wspomniał o sprawie (s. 404). Przy okazji Michael Jones podał nieco szczegółów z życia Aleksieja, m.in. przytoczył taką jego wypowiedź:

„Jako zwiadowca zawsze poprzedzałem wszelkie ruchy naszej armii. Musiałem też zbierać informacje. Wykorzystywałem miejscową ludność – nawiązywałem z nią kontakt i rozpytywałem o położenie Niemców. To byli Rosjanie – dobrzy ludzie, którzy chcieli mi pomóc. Wyobraźcie sobie coś takiego. Widzę młodą Rosjankę, piorącą ubrania w rzece albo dziecko bawiące się w wiosce na drodze, albo staruszka siedzącego przed domem. Podchodzę do nich, przepytuję. Pomagają mi, tak jak potrafią. A kiedy powiedzą mi to, co chciałem usłyszeć, nadchodzi czas na zastosowanie «żelaznej zasady naszej armii»: muszę ich wszystkich pozabijać, wszystkich bez wyjątku. To moje źródła i nie mogę ryzykować, że schwytają ich Niemcy i w trakcie przesłuchania wydobędą z nich informację o tym, że nasze wojska są już bardzo blisko. Nie mogę narażać całej naszej armii, myśląc o ocaleniu życia pojedynczemu człowiekowi. Podcinałem im gardła nożem. Zamordowałem w ten sposób setki moich własnych rodaków – porządnych, miłych i szczerych ludzi. Zamordowałem ich po to, abyśmy mogli pokonać nazistowskie Niemcy.” (s. 406-497).

Czy tu potrzebny jest jakikolwiek komentarz?

Fot. wikipedia

Wróć