Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co może brzydko pachnieć na Psiej Górce

28-04-2021 20:10 | Autor: Bogusław Lasocki
Realizacja projektu budowy Parku Polskich Wynalazców, zlokalizowanego w obrębie tzw. Psiej Górki w rejonie skrzyżowania ulic Gandhi i Rosoła, wywołuje coraz więcej kontrowersji. Zgodnie z planami Urzędu Dzielnicy, oprócz infrastruktury rekreacyjnej i edukacyjnej, zostanie utworzony tak zwany naturalny plac zabaw, zlokalizowany w lasku przy południowym zboczu górki. Główną przysłowiową kością niezgody jest właśnie lokalizacja placu zabaw i w ogóle koncepcja modyfikacji otoczenia przyrodniczego, będąca właściwie głęboką ingerencją w środowisko.

Z planowaną koncepcją nie zgadza się coraz liczniejsza grupa mieszkańców Ursynowa. Zawiązana spontanicznie kilka miesięcy temu grupa "W Obronie Górki" przygotowała petycję w sprawie zmiany koncepcji PPW, a w szczególności przeniesienie placu zabaw z lasku w inne miejsce. Petycję podpisało ok. 1100 osób. Urzędnicy są jednak nieugięci. Przedstawiona dwa miesiące temu ostateczna wersja "kompromisowa" uwzględniała przeniesienie z lasku raptem dwóch instalacji, co w praktyce z punktu ochrony przyrody nic nie zmienia. W tej sytuacji "Obrońcy Górki" zorganizowali w ostatnią niedzielę dla zainteresowanych mieszkańców spacer edukacyjny (z zachowaniem wymogów i obostrzeń pandemicznych), wyjaśniający błędy i zagrożenie dla przyrody forsowanej koncepcji zabudowy PPW.

Drobne sprawy jak kula śnieżna

Można by zacząć od końca czyli od samej nazwy "Park Polskich Wynalazców". Tak brzmiąca nazwa została w maju 2020 roku zatwierdzona przez Radę Warszawy, jednak sama nazwa nie była efektem konsultacji z mieszkańcami. Rozpoczęte kilka lat temu dwuetapowe konsultacje zostały wstrzymane i... jak królik z kapelusza pojawiła się nazwa, która w początkowej fazie wcale nie rokowała zwycięstwa. Ale nazwa jest już zatwierdzona i tak pozostanie, choć pojawił się ostatnio zarzut, że dyskryminuje kobiety. No bo dlaczego mowa tylko o wynalazcach, a nie ma wynalazczyń?

Przygotowanie projektu na zlecenie Urzędu miało również burzliwy i wieloetapowy przebieg, w sumie jednak po krytyce, wyrażonej przez stronę społeczną i dyskusjach, przyjęto wersję – jak określa urząd – kompromisową. Głównym przedmiotem kontrowersji były wymagane przez projekt działania związane z adaptacją środowiska przyrodniczego.

Zaplanowano m.in. utworzenie tzw. naturalnego placu zabaw oraz kwietnych łąk, nasadzeń bylin i innej roślinności w lasku. Urząd przekonywał, że działania te są przyjazne dla przyrody, nie będzie wycinki, a wręcz zostanie dokonane nasadzenie 65 nowych drzew. Poza tym na zboczach górki będzie utworzonych 3500 m kw. łąk kwietnych i posadzonych 1200 m kw. krzewów. Plan pozornie wyglądający atrakcyjnie i przyjaźnie wobec środowiska, na każdym kroku zawierał jakieś "ale".

"Naturalność" placu zabaw według koncepcji autorów sprowadza się do tego, że powstałby w środowisku dotychczas naturalnym i z materiałów naturalnych. Ale najwyższą cenę, jak zwykle, zapłaciłaby natura. Każda z instalacji wymaga bowiem przygotowania podłoża na głębokość 30 - 40 cm, z wymogiem zachowania strefy bezpieczeństwa w promieniu 1,5 m od brzegu urządzenia. Oznacza to, że całe środowisko przyrodnicze w tym miejscu uległoby całkowitemu zniszczeniu. Warto pamiętać, że instalacje są rozmieszczone na prawie połowie powierzchni lasku, co wskazuje, jak duży obszar ekosystemu zostałby zdegradowany.

Można się zastanawiać, o co chodzi z tym laskiem, z wieloma dosyć zniszczonymi, czasem próchniejącymi drzewami. Otóż lasek ten i jego otoczenie jest bardzo bogatą przyrodniczo enklawą, gdzie występuje szereg siedlisk zwierząt i owadów, objętych całoroczną ochroną ścisłą. Pomysłodawcy i projektanci placu zabaw, widząc to, co jest nad ziemią, nie uwzględniają całego ekosystemu podziemnego. Drzewa lasku są dosyć płytko ukorzenione i przygotowanie podłoża pod urządzenia musi spowodować uszkodzenie korzeni, a w konsekwencji uschnięcie drzew. Można przyjąć, co potwierdził w ostatnią sobotę dendrolog, realizujący na zlecenie Zarządu Zieleni badania wytrzymałości drzew, że płytkie ukorzenienie obejmuje nawet połowę powierzchni. Oznacza to perspektywę zagłady "naturalnej" – bez potrzeby wycinki drzew.

Konsekwencje nasadzenia w lasku bylin, a więc roślin gatunkowo obcych, byłyby dramatyczne. Wymagałoby to całkowitej wymiany podłoża i dostosowania do wymogów nowych roślin, a tym samym zniszczenia istniejącego naturalnego środowiska roślinnego. Analogiczne wymogi wstępują w przypadku tworzenia nowych łąk kwietnych. Wymiana podłoża zniszczy istniejący ekosystem, gdzie występują m.in. siedliska trzmieli, objętych całoroczną ścisłą ochroną gatunkową. A przecież wystarczy zostawić istniejące tereny trawiaste samym sobie, rezygnując z ich częstego jak dotychczas koszenia. Przyroda w sposób naturalny sporządzi tam wspaniałe łąki kwietne, bez niszczenia istniejącego środowiska.

Uwaga na spróchniałe drzewa

Urzędnicy ursynowscy kochają młode, proste drzewa, najlepiej kilkuletnie, bo takie świeżutkie i ładne. Bez zażenowania głoszone są tezy, że stare drzewa, zwłaszcza te próchniejące, powinny być wymieniane na nowe nasadzenia. Te karygodne poglądy są całkowicie niezgodne z opiniami dendrologów, których dostatek, choćby w celach konsultacyjnych można znaleźć w pobliskiej SGGW. Jednak w ostatnią sobotę pojawiło się jakby światełko w tunelu. Otóż dendrolog, badając stan drzewa, którego jedno odgałęzienie w dolnej części było bardzo spróchniałe (do wycinki!!!), nieoficjalnie stwierdził, że znajdują się tam prawdopodobnie odchody ... pachnicy dębowej - chrząszcza, będącego pod ścisłą ochroną i na czerwonej liście owadów zagrożonych wyginięciem. To jest konkret, którego nie wolno bagatelizować z wielu powodów. Podam tylko jeden, spośród kilku oczywistych.

Jak donosi specjalistyczny portal Centrum Ochrony Pachnicy Dębowej (www.pachnica.pl), pachnica była przyczyną kłopotów właściciela terenu w sołectwie Promnice, na którym wycięto niedawno drzewa. Okazało się, że w przyciętych na początku tego roku wierzbach żyła właśnie pachnica dębowa – owad, który jest pod ścisłą ochroną. Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Poznaniu wszczął postępowanie w sprawie, podejrzewając popełnienie wykroczenia. Miało ono polegać na dopuszczeniu podczas ogławiania wierzby do wysypania się części próchnowiska z dziupli, gdzie mogły bytować zagrożone wyginięciem owady.

Co to oznacza w praktyce dla PPW i dla konkretnych urzędników? Otóż w związku z chęcią "reorganizacji" lasku i jego otoczenia Urząd nie dopełnił należytej staranności, polegającej na zleceniu specjalistycznych badań entomologicznych, a przy okazji ornitologicznych i dendrologicznych, w celu sprawdzenia, czy faktycznie – jak twierdzą "Obrońcy Górki" – teren ten jest zasiedlony przez gatunki objęte ścisłą ochroną. Podane przykłady wskazują, że badania takie są niezbędne, a mój tekst oznacza, że taka sugestia została skierowana do wiadomości urzędu.

Jeśli drzewo z hipotetyczną pachnicą zostanie ścięte, bo tak będzie fajniej dla "naturalnego" placu zabaw, a okaże się, że było to faktycznie jej siedlisko, na początek będą konsekwencję dotyczące niedopełnienia należytej staranności. Ale następnie – to, co w odpowiednich artykułach prawnych jest zapisane.

A podsumowując, może by tak jeszcze raz pochylić się nad koncepcją PPW i placu zabaw? Jeszcze nie jest za późno.

Wróć